Głosy
Ten spektakl to nasz pierwszy manifest teatralny. To nasz Głos w sprawie dla nas istotnej, to nasza spowiedź, nasz ból, nasza niemoc, nasz gwałt na sobie, nasza terapia, nasza przestroga. To nasz…Krzyk.
Reżyseria: Marek Kościółek
Reżyseria świateł: Andrzej Szwaczyk
Opracowanie muzyczne: Bartosz Bojdo
Premiera: 18 marca 2004 r.
Ostatni pokaz: 2010 r.
Obsada premierowa: Anna Giniewska, Małgorzata Dorenda, Marcin Pławski,
Paweł Kotwicki, Bartłomiej Ciosek
Także grali: Adrian Drabkowski, Hubert Biczkowski, Adam Biskowski
Nagrody:
Nagroda publiczności oraz nagroda jury eksperymentalnego na Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym w Mikołajowie (Ukraina) – 2009
Nagroda specjalna na XXXIV Tyskich Spotkaniach Teatralnych za poruszającą diagnozę współczesności – 2007
I nagroda na XII Ogólnopolskim Festiwalu Słodkobłękity w Zgierzu – 2006
III miejsce na Ogólnopolskim Festiwalu Teatralnym „Odeon” w Andrychowie – 2006
III miejsce na Ogólnopolskim Festiwalu Studenckim w Olsztynie – 2006
I miejsce na Ogólnopolskiej Biesiadzie Teatralnej w Horyńcu Zdroju – 2006
II miejsce na Łódzkich Spotkaniach Teatralnych 2005
I miejsce na Ogólnopolskim Festiwalu Teatralnym „Barbórka: Poszukiwanie Alternatywy” w Skierniewicach – 2005
Grand Prix i Złota Lampa na Ogólnopolskim Festiwalu Teatralnym „Naświetlarnia” w Warszawie – 2005
I miejsce na Ogólnopolskim Festiwalu Teatralnym w Ostrołęce – 2005
I miejsce, nagroda publiczności oraz nagroda za reżyserię i scenariusz dla Marka Kościółka na Przeglądzie Krótkich Form Teatralnych w Szczecinie – 2005
Kiedy Marek przygotowywał pierwszy spektakl Krzyku, był jednym z głównych aktorów Bramy i adeptem Akademii w Gardzienicach, a wszystkie osoby z zespołu miały „naście” lat. Przedstawienie było reakcją na głośną sprawę z 2003 r., gdy uczniowie w toruńskim technikum na lekcji języka angielskiego szykanowali nauczyciela, jednocześnie nagrywając swoje działania telefonem komórkowym.
„Głosy” nie należały jednak do teatru dokumentalnego: choć ostatnia scena spektaklu nawiązywała do wspomnianego incydentu, to tematem były problemy młodzieży w Maszewie, w Goleniowie, w Toruniu, Koninie i gdziekolwiek indziej. Zespół wykrzykiwał wyobcowanie bohaterów, głód miłości, uznania i akceptacji.
„Głosy” były dla Teatru spektaklem ważnym pod każdym względem. Po pierwsze, zespół uczył się pracować nad przedstawieniem, modyfikować jego strukturę, obserwować reakcje publiczności na kolejnych pokazach. W czasie początkowych prezentacji niemal po każdym działaniu aktorskim następowało wyciemnienie, potem zespół zredukował ich liczbę, aktorzy pozostawali na scenie cały czas, przez co ich działanie było bardziej intensywne.
Po drugie, Krzyk uczył się, jak utrzymywać spektakl w repertuarze przez wiele lat i „nie zmęczyć materiału”. Kiedy na przełomie 2009 i 2010 roku „Głosy” schodziły z afisza, wykonawcy mieli już po dwadzieścia kilka lat, spektakl zjeździł tysiące kilometrów i grany był dziesiątki razy w legendarnych ośrodkach (sala Teatru Laboratorium, Teatr Ósmego Dnia), domach kultury, aulach, salach gimnastycznych i innych miejscach w Polsce i za granicą. Mimo tego przedstawienie nie obumarło i nadal wywoływało emocje. Być może energia kolejnych dzieł Krzyku, które w międzyczasie powstawały, pozytywnie wpływała na „Głosy”, a może zaistniały tu inne przyczyny, ale pozostaje faktem, że spektakl jeszcze pięć lat po premierze otrzymał nagrody w ukraińskim Mikołajowie.
Po trzecie, Krzyk uzyskał miano teatru zaangażowanego i bezkompromisowego, co z jednej strony wywołało zachwyt krytyków i części publiki, ale i nierzadko protesty i odrzucenie (w tym niektórych nauczycieli czy duchownych). Już po pierwszym spektaklu Krzyk wypracował własną estetykę, opartą na fizycznym działaniu i intensywnej dosłowności. Od tego czasu również sam temat wykluczenia i pracy z młodzieżą towarzyszy działaniom Teatru.
Po czwarte wreszcie, Krzyk stworzył dzięki „Głosom” własną filozofię, której podstawą było działanie w grupie, wspólnota. Jednocześnie „grupowość” nie przytłaczała jednostek: wszystkie osoby grające w „Głosach” były mocnymi indywidualnościami.
Od „Głosów” zaczyna się Krzykowa historia Ani Giniewskiej i Marcina Pławskiego.
RECENZJE
Chłopak na scenie mówi: „żadna jednostka nie może istnieć bez systemu wartości”.
I retorycznie pyta „skąd go miałem wziąć? Od was, rodziców?”. To świat pełen samotności, w którym nawet miłość podana zostaje w wątpliwość, bo tak trudno jej doświadczyć. Widzimy próby bezsilnej ucieczki z tego świata – bunt, seks, narkotyki, agresję.
Kwartalnik Kulturalny „Opcje” Śląsk
Dagmara Gumkowska
Manufaktura z Maszewa, czyli Teatr Krzyk, pokazuje, że dalej można robić przedstawienia w tradycji dawnej alternatywy. I w tamtej stylistyce wypełnionej własną treścią. Teatr prowadzi Marek Kościółek, aktor z goleniowskiej Bramy. Dwa sezony temu z ufarbowanymi na czerwono włosami udawał w Zachodniopomorskiem lidera Ich Troje. Ludzie, nie wiedząc, że to happening, biegli za limuzyną, całowali go po rękach.
W postpegeerowskim Maszewie pogrożono mu od razu z parafialnej ambony, bo zaczął niestandardowo pracować z licealistami. Wzięli na warsztat historię pobicia nauczyciela z toruńskiej szkoły. Zamiast rekonstruować zdarzenia, próbowali pokazać przyczyny agresji młodzieży. Zajrzeli w siebie i odnaleźli gniew. Spektakl „Głosy” ma wszystkie cechy zapisu świadomości pokolenia, które właściwie nie wie, jakie jest. Zasłużenie zgarnął wszystkie możliwe nagrody teatralnego offu. Dawno nie widziałem tak autentycznej wypowiedzi pokoleniowej, wściekłości na siebie i świat. No i najładniejszej, delikatnie i mądrze zagranej sceny erotycznej między parą nastolatków.
„Zobaczone, przegapione”
Łukasz Drewniak, Jacek Sieradzki
„Przekrój” nr 31
03-08-2006
Aktorzy stoją obok krzeseł – jak w klasie. Wodzą wzrokiem za niewidzialnym nauczycielem. Dlaczego? – pytają. Dlaczego? – panie profesorze, tato, panie ministrze Giertych, Panie Boże. A potem odgrywają „sceny z życia”. I tego, które toczy się na zewnątrz, i tego wewnętrznego: samotnego, opuszczonego, wylęknionego, przerażonego, niewierzącego we własną wartość, niewidzącego przyszłości, perspektyw, nadziei…
To gorzkie sceny. Jak ta, w której chłopak grający agresywnego kibica, wymachującego buńczucznie łańcuchem – nagle zaczyna przesuwać w palcach jego ogniwa i odmawiać różaniec. Nerwowo, drżącym głosem. To dobry spektakl. Dla nauczycieli i rodziców obowiązkowy. Myślę o nim. Myślę o dorosłych i nastolatkach. O naszym świecie pełnym tłumionych emocji, które wybuchających nagłą, niepohamowaną agresją…
Ale najbardziej o dziewczynce, drobnej, jasnowłosej, może dziewięcioletniej, która siedziała na widowni obok mnie, na podłodze, bardzo blisko tego wszystkiego, co się działo na scenie. Miała przerażone oczy. Jej strach udzielił mi się znacznie bardziej niż gwałtowna ekspresja na scenie. Był prawdziwy. Nieteatralny.
„Felieton maltański – Strach większy niż teatr”
Ewa Obrębowska-Piasecka
„Gazeta Wyborcza” – Poznań nr 155
05-07-2006
Na spektaklu Teatru Krzyk z Maszewa wreszcie miałem poczucie, że jestem na festiwalu teatru alternatywnego. Gdy oglądam spektakle teatrów niezależnych, najmniej uwagi zwracam na wykonanie. Nie interesują mnie wszelkie niedoróbki reżyserskie i aktorskie. Najbardziej liczy się to, co twórcy mają do powiedzenia. Najważniejszy jest ich bunt wobec rzeczywistości. Dlatego świadomie nie chcę pisać o wartości estetycznej, ale o jakości społecznej i politycznej, o jakości odważnego mówienia o świecie.
Pod tym względem „Głosy” Teatru Krzyk z Maszewa są spektaklem znakomitym i bezkompromisowym. Pokazują młodych ludzi, miotających się po świecie. Nikt nie chce im pomóc. Prośby kierowane kolejno do nauczyciela, ministra Giertycha i Boga pozostają bez odpowiedzi. Łańcuch jest narzędziem przemocy, a na koniec staje się różańcem. Jeden rekwizyt ogrywany na różne sposoby okazuje się metaforą świata wyprutego z moralności. Inspiraccją do tego spektaklu były wydarzenia w toruńskim technikum, gdzie uczniowie znęcali się nad nauczycielem języka angielskiego, wyrzucając mu na głowę kosz na śmieci.
To wołanie jest może i naiwne, ale towarzyszy mu niezwykła żarliwość i szczerość młodych aktorów, jaką ostatnio dane mi było widzieć jedynie w „Księdzu Marku” Michała Zadary. „Głosom” brakuje oczywiście profesjonalizmu Starego Teatru, ale to w niczym nie przeszkadza, gdy ze sceny płynie jasny komunikat sprzeciwu. Winni są wszyscy. Być może dlatego spektakl wywołuje protesty i był nawet wyklinany z ambony jako namawiający do grzechu. Najwygodniej schować się za kratą konfesjonału albo patrzeć na świat z wysokości ołtarza niż rzeczywiście mierzyć się z jego problemami. Podobnie jak wygodniej jest ministrowi Giertychowi podawać młodych ludzi do sądu i nasyłać na nich policję niż próbować spokojnie z nimi rozmawiać. Słuchanie rzeczowych argumentów w Polsce stało się niemożliwe, dlatego konieczny okazuje się krzyk. Teatr Krzyk z Maszewa wie o tym najlepiej.
„Malta. Dzień czwarty”
Paweł Sztarbowski dla e-teatru
04-07-2006