Szepty
W konstelacji zdarzeń widzimy młodych ludzi starających się utorować sobie własną drogę życia.
Szepty szepczą o wielkiej potrzebie akceptacji i miłości, o tym, że słowa są ważne w naszym życiu, szepty krzyczą,
są manifestem. Inspiracją do spektaklu stały się wydarzenia w gdańskim gimnazjum, gdzie 14-letnia Ania
popełniła samobójstwo.
Reżyseria, scenariusz: Marek Kościółek
Reżyseria światła: Artur Mętel
Obsada: Katarzyna Wrzosek, Michał Kropa
Pierwszy pokaz: październik 2006 r. na Ogólnopolskim Festiwalu Teatralnym w Wejherowie
Premiera: 10 marca 2007 r. w Maszewie
Ostatni pokaz: 19 czerwca 2009 r. na Ogólnopolskich Zderzeniach Teatralnych „Dorożkarnia” w Warszawie
Nagrody:
Nagroda Forum Młodych podczas XV Ogólnopolskiego Festiwalu Teatralnego w Andrychowie – 2008
Wyróżnienie na Łódzkich Spotkaniach Teatralnych – 2007
Wyróżnienie na IX Ogólnopolskim Festiwalu Sztuk Autorskich „Windowisko” w Gdańsku – 2007
II nagroda na III Ogólnopolskim Festiwalu Małych Miejsce na XIII Ogólnopolskim Festiwalu Teatralnym „Słodkobłękity” w Zgierzu – 2007
I nagroda Festiwalu Sztuki Teatralnej w Rybniku – 2007
Nagroda „Offeusza” przyznana przez czytelników „Gazety Wyborczej” dla najlepszego spektakluXVII Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Malta w Poznaniu – 2007
Nagroda za bardzo dobrą pracę z aktorami dla Marka Kościółka podczas Ogólnopolskiego Festiwalu Teatralnego w Ostrowie Wielkopolskim – 2007
Grand Prix Ogólnopolskiego Festiwalu Teatralnego w Teresinie – 2007
I miejsce na Ogólnopolskiej Biesiadzie Teatralnej w Horyńcu Zdroju – 2007
II miejsce na Ogólnopolskim Festiwalu Teatralnym w Wejherowie – 2006 (pokaz przedpremierowy)
Nagrody aktorskie dla Katarzyny Wrzosek oraz Michała Kropy podczas Ogólnopolskiego Festiwalu Teatralnego w Ostrowie Wielkopolskim oraz na Festiwalu „Odeon” w Andrychowie
Nagroda aktorska dla Katarzyny Wrzosek w Wejherowie, Zgierzu, Rybniku oraz w Tychach
Druga premiera Teatru Krzyk odbyła się dopiero po kilku latach. Wpływ na to z pewnością miały m.in. długie tournee „Głosów”, przygotowanie pierwszych Wejrzeń oraz udział w wydarzeniach organizowanych przez teatralnych przyjaciół. Przede wszystkim jednak nad nowym spektaklem Marek pracował z całkowicie nowymi osobami.
Przed malutkim, dwuosobowym zespołem stanęło trudne zadanie. Nie chodziło tylko o to, że z oczywistych powodów nowe przedstawienie będzie zestawiane z „Głosami”. Inaczej niż w poprzednim spektaklu, w „Szeptach” cały czas miała miejsce interakcja dwojga aktorów, którzy musieli skupić na sobie uwagę publiczności.
Mimo społecznej i publicystycznej wymowy, w spektaklu wybrzmiewały także tematy relacji międzyludzkich, potrzeby ciepła i miłości. Do tych tematów Krzyk powrócił wiele lat później w „To Face” i w „Hej, Ty”.
„Szepty” miały stosunkowo krótki żywot sceniczny, ale były prezentowane na większości festiwali offowych w 2007 r. i niemal zawsze wracały z nagrodami. Sukces drugiego przedstawienia utrzymał dobrą passę Krzyku. Przez kilka następnych lat Michał Kropa był jednym z filarów teatru. Chwalona i wielokrotnie nagradzana Kasia Wrzosek wyjechała po maturze z Maszewa, ale właśnie wtedy w działania Stowarzyszenia włączył się jej tata, nieoceniony Pan Marek.
„Szepty” to zbiór kilkunastu etiud. Desperacka zabawa dziewczyny i chłopaka. Spektakl z Maszewa przypomina trochę „Piaskownicę” Walczaka, bo chodzi w nim o zaklinanie świata, dzieciństwa i dorosłości za pomocą gry i zabawy.
Marek Kościółek, były aktor Teatru Brama z Goleniowa, to instruktor teatralny, dla którego od wydawania „genialnych instrukcji” ważniejsze wydaje się słuchanie młodych ludzi. (…) można czytać w ich twarzach, emocjach, pragnieniach jak w podręczniku psychologii.
Pracując w Maszewie, Kościółek nie tyle szlifuje licealne talenty, co znajduje pojemną formę dla ich osobistych wypowiedzi. „Szepty” powstały według starych recept na spektakl offowy (collage notek prasowych, tekstów literackich i własnych, wyimprowizowanych na scenie), które nigdy nie zwietrzeją, o ile kolejne pokolenia aktorów będą umiały nasycić je swoją prawdą. Katarzyna Wrzosek i Michał Kropa występują w przedstawieniu pod prawdziwymi imionami. I chyba wiedzą, że weszli w aktorstwo na chwilę. Gra na scenie to dla nich kolejny etap dorastania, może pierwsza próba świadomego wyrażenia siebie Dlatego każdy sceniczny gest zostaje wykonany z taką furią, jakby zaraz po nim miało się skończyć jakieś pierwsze z brzegu nastoletnie życia. Nadruchliwi, rozkrzyczani i rozbiegani aktorzy z Maszewa pojawiają się na scenie po to, żeby wypowiedzieć na głos wszystkie lęki okresu dojrzewania. Uczą się nazywać świat, śmieją się z niego i próbują siebie w nim. Dzieciaki z Maszewa bazgrzą kredą po podłodze, po swoich ubraniach, rękach i nogach. Jakby chciały zapisać wszystko, co czują i czego się nie da tak po prostu wypowiedzieć. Żeby powstał z ich koślawych liter magiczny krąg, który ochroni ich przed złym światem.
W poprzednim spektaklu Teatru Krzyk, „Głosach”, punktem kulminacyjnym była toruńska historia dręczenia nauczyciela przez grupkę agresywnych uczniów. Kościółek pytał, skąd bierze się ich agresja, złość, rozpacz. Celowo unikał realizmu, reportażu, dokumentu, stawiając na skojarzenia, niedopowiedzenia, współbrzmienie.
W „Szeptach”, których jedna ze scen została zainspirowana samobójstwem Ani upokorzonej przez kolegów z klasy, też nie ma publicystyki. Aktorka kładzie się na podłodze z rozrzuconymi rękami i nogami, wije się i szarpie, jakby była przytrzymywana przez kilku chłopaków. Krzycząc, robi sobie zdjęcia cyfrowym aparatem z komórki. W tej nieoczekiwanej metaforze szkolna przemoc zyskuje drugie dno. Ujmuje mnie drapieżna autentyczność wpisana w ten maleńki spektakl. Rozhulantyna aktorskiej nadekspresji, która czemuś służy. Nie ma tu miejsca na kalkulacje. Trzeba opowiedzieć o sobie albo teatr się nie zdarzy. Za to lubię ten biedny, demonstracyjnie niemodny, ale przejmująco prawdziwy teatr z Maszewa.
„Intuicyjna rozhulantyna”
Łukasz Drewniak
„Dziennik” nr 144/22.06
03-07-2007
Najwięcej natomiast miał nam do powiedzenia skromny inscenizacyjnie, dwuosobowy, amatorski spektakl Gminnego Ośrodka Kultury w Maszewie „Szepty”. A dał nam po prostu wgląd w to, jak młodzież widzi i ocenia siebie, szkołę, dom, swój kraj, Europę. Był to bardzo gorzki w swej wymowie spektakl, ale pełen pasji i chęci wykrzyczenia własnej subiektywnej prawdy.
„Co się liczy: forma czy przesłanie?”
Olgierd Błażewicz
„Głos Wielkopolski online”/01.07
02-07-2007
Szepczą ona i on. Oboje młodzi, niedoświadczeni, często nieporadni. W ciasnej i dusznej salce ikonosfery starają się nauczyć mówić kocham, okazywać sobie uczucia, których sami nigdy nie doświadczyli – „RODZINA” – starają się wyszeptać, wymówić i wykrzyczeć, jakby próbowali zaklicać rzeczywistość. Wykonują ciężką mozolną pracę, która niekoniecznie bywa zwieńczona sukcesem. W tym noszącym znamiona monodramu i dokumentu przedstawieniu, widz zostaje wciągnięty w trudny świat dorastającego człowieka, który pragnie stworzyć siebie według swojego pomysłu – chce nabrać własnej formy. Następuje zderzenie marzeń z brutalną rzeczywistością -czasem kończy się samobójstwem jak w przypadku Ani z Gdańska, co posłużyło za motyw przewodni spektaklu, który ukazuje tę tragedię, bez żadnej osłony, a skakanka, którą założy na szyję Kasia (Katarzyna Wrzosek) pozostaje nam w pamięci, bo jest obecna od początku do końca i na nią też skierowane jest punktowe światło w finale sztuki.
Jednak ten fatalizm występuje w sekwencji z całym szeregiem prób zbudowania świata bez zła – słusznie reżyser wykorzystuje do tego zabawę (Kasia i Michał bawią się w różne gry – m.in. w mówienie kocham), bo przecież „dobry świat” istnieje tylko w naszej wyobraźni.
Michał (Michał Kropa) chce być jak Adam Małysz, albo Robert Kubica, bawi się w skoki narciarskie i w wyścigi formuły 1, Kasia gra w klasy, skacze na skakance. Naprawdę przejmująco bywa wtedy, gdy Kasia wchodzi w rolę nauczycielki Michała – uczy go tańczyć, instruuje jak ma grać na flecie, czy jak wyrażać uczucia.
Spektakl Teatru Krzyk to sytuacje prozaiczne, ale przerażająco prawdziwe. Kasia w pewnej chwili spyta: „Czy mogłabym cię przytulić? Zapłacę ci” – i wyciąga banknot dziesięciozłotowy. Takich momentów jest więcej. Surowa w wyrazie, miejscami dziecięco naiwna, sztuka dotyka bardzo wielu problemów młodych ludzi. Choć miała być szeptem, jest krzykiem, nieraz krzykiem rozpaczy, próbą znalezienia ratunku przed otaczającą nas znieczulicą. I można wybaczyć niedostatki techniczne aktorom, gdy prezentują skrajne emocje, cały szereg postaci diametralnie od siebie różnych, ale tkwiących w każdym z nas. Kasia Wrzosek i Michał Kropa wykonali ogromną pracę, by sprostać niezwykle trudnej tematyce, wymagającej bardzo dużego zaangażowania aktorskiego. Przez to, że nie wszystko udaje im się oddać perfekcyjnie, nabierają autentyczności (sami w rzeczywistości są niewiele starsi od przywoływanej już Ani z Gdańska).